Rojenia o dzbanie
Dionizos ukochał jednego Polaka, Romana Myśliwca. Swoje uczucie przejawił tym, że natchnął go pomysłem, by po latach spędzonych niczym Jack London, gdy imał się wszystkiego i wszędzie, osiadł w Jaśle, sadził winorośl i tłoczył dionizjak.
Ze warto słuchać głosu bożego niech świadczy to, co się stało potem:
Cher Monsieur, je vous adresse mes vives félicitations pour le prix de O.I.C... ("Szanowny Panie, przesyłam Panu moje najszczersze gratulacje z okazji przyznania Panu nagrody za książkę zatytułowaną 101 odmian winorośli do uprawy w Polsce). Zaczynający się w ten sposób list, wysłany z paryskiego Office International de la Vigne et du Vin, Międzynarodowego Biura Winorośli i Wina, otrzymał nasz rodak. Pojechał, nagrodę odebrał, ale człowiekiem skromnym pozostał.
Wielce Szanowny Panie Romanie! Ponieważ nie pchasz się na afisz, mimo że potrafisz, i W POLSCE! W JAŚLE!! W WINNICY GOLESZ!!! uprawiać wolisz winną łozę i tłoczyć kilka tysięcy butelek dionizjaku rocznie, i pisać o tym książki, dlatego ja cię tu na tym afiszu umieszczam i przekazuję gromko pro publico bono to, co usłyszałem od Ciebie przy butelce TWOJEGO, POLSKIEGO, GRONOWEGO, WYTRAWNEGO WINA, nie gorszego od czeskich, słowackich, węgierskich.
Dawno, dawno temu, bo jeszcze w średniowieczu, było w Polsce sporo winnic. Najpierw potrzebował wina kościół do celów liturgicznych, potem co bogatsi świeccy potrzebowali go do liturgii stołu.
Ho! Ho! Bywało ci u nas winnic bez liku, niedowiarki niech sprawdzą w skorowidzu pierwszej lepszej mapy samochodowej, ile jest w naszym kraju miejscowości o nazwie "Winnica" lub podobnej.
Nie znam niczego poważniejszego na tym padole niż uprawa winorośli. Voltaire
Dlatego wcale nie są absurdalne inicjatywy odrodzenia lokalnych tradycji winiarskich w Małopolsce, Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku.
Na przykład działająca w Krakowie, przy ulicy Brackiej, Akademia Wina proponuje w ramach programu "Hortus Vini" odrodzenie uprawy i tłoczenia winorośli w okolicach Krakowa. Łza się w oku kręci, że oto i tak zasobny w zabytki podwawelski gród zyskałby dodatkowo jeszcze jedną atrakcję turystyczną. A skoro z Krakowa już nie jeden raz różni różne przykłady brali, niechby jeszcze i tym razem różni ten przykład wzięli i na sadzenie oraz tłoczenie baczenie mieli...
Tak mówiłeś, Panie Romanie, a ja słuchałem jak urzeczony. No bo tylko pomyśleć: dzban miejscowego winka w Jamie Michalikowej? Boże, daj doczekać! Aliści niestety, kto inny o tym decyduje, ani nie Pan, ani nie ja, Panie Romanie. I dlatego teraz się przekonamy, czy Dionizos, oprócz tego, że ukochał pewnego Polaka, żywi także żywsze uczucia do całego narodu polskiego. Przekonamy się o tym wedle tego, czy przyszli polscy plantatorzy i winiarze mogą liczyć na jego, Dionizosa, pomoc? Na pomoc polskiego świata nauki bowiem, liczyć nie mogą.
Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach potraktował winorośl na równi z porzeczką białą, czarną maliną, żurawiną i poziomką - od 1977 roku zaprzestał badań nad tymi gatunkami owoców.
Również sytuacja prawna nie sprzyja nowym inicjatywom. Nowa ustawa winiarska nie ogranicza już ilości wina produkowanego we własnym gospodarstwie na własne potrzeby, tak jak to miało miejsce w poprzedniej ustawie. Zezwolenie na produkcję jest potrzebne tylko wtedy, gdy planuje się sprzedaż wina. Lecz jak je sprzedawać? Jak dotąd nie ma uregulowań prawnych dotyczących sprzedaży wina we własnym gospodarstwie, bezpośrednio z piwnicy, na przykład w formie płatnej degustacji, jak to jest praktykowane w większości krajów winniczych.
Toteż bądźcie przeklęci, ministerialni biurokraci i sejmowi kauzyperdzi! Przez to, że wam brakuje wyobraźni, my nie możemy sięgnąć po dzban rodzimego wina. A przecież mogłoby być tak pięknie: przejeżdżam obok winnicy albo wstępuję do pobliskiej przydrożnej knajpki i zamawiam żonie - bo sam prowadzę - dzban jasielskiego winka z gron odmiany Hibernal albo Rondo, albo Muskat odeski... Tymczasem nic z tego, przynajmniej dopóty, dopóki niskoprocentowe alkohole nie zostaną potraktowane bardziej liberalnie w polskim ustawodawstwie.
Dionizosie! Uczyń coś! Czy nie widzisz tendencji? Czy nie dostrzegasz wyraźnego wzrostu spożycia wina (i piwa) na niekorzyść mocniejszych trunków? Czy nie uważasz, że to bardzo dobry znak, tym bardziej że dotyka narodu, który popisuje się ustawami o wychowaniu w trzeźwości?
Chętnych do winiarstwa jest wielu, winnice sadzone są nawet na Mazurach. Ich właściciele liczą na Twoją, boską interwencję. Ale nie liczba tych zapaleńców zadecyduje o końcowym sukcesie finansowym całego, ewentualnego przedsięwzięcia. "Kupą mości panowie!" nic tu nie wskóra, rozstrzygnie jakość wyprodukowanego wina, bo tylko dobre można korzystnie sprzedać. Polski rynek jest zapełniony różnymi winopochodnymi i winopodobnymi napojami, które tylko wyglądem butelki przypominają prawdziwe wino. Naturalne, niezafałszowane i w dodatku ekologiczne wino gronowe, powstające bez udziału preparatów chemicznych, na pewno znajdzie nabywców... o ile cena będzie przystępna, czyli taka na kieszeń człowieka żyjącego z pracy rąk własnych.
Do zajęć winiarskich niezbędne są odpowiednie pomieszczenia oraz specjalistyczny, z reguły widowiskowy sprzęt, choćby taki, jak prasa czy korkownica. Takie urządzenia są malownicze, podobają się turystycznej gawiedzi. Dodatkową atrakcją gospodarstwa nastawionego na obsługę turystów mogłaby być klasyczna, zagłębiona w ziemi piwniczka z omszałymi flaszami leżącymi grzecznie, w ordynku, zwróconymi w jedną stronę niczym prosięta przy maciorze. Ale - i tu bieda! -wszystko to wymaga dużych nakładów finansowych, w każdym razie zbyt dużych, jak na możliwości ludzi nieobjętych abolicją podatkową. Dlatego najlepszym modelem organizacyjnym byłyby spółdzielnie winiarskie, zrzeszające plantatorów.
Stój, Dionizosie, nie odchodź! Dokąd spieszysz?! Chyba nie lękasz się spółdzielczości jako przejawu pewnego ze szczętem zarzuconego ustroju politycznego? Wiedz, że w polskich warunkach, z 1 metra kwadratowego winnicy można uzyskać jedną butelkę wina, czyli z hektara, który ma 10 000 metrów kwadratowych - 10 000 butelek. No więc jak, warciśmy, jako naród, abyś nam pozwolił spróbować? Czy oprócz Romana Myśliwca, nas też miłujesz choć trochę, mimo że mamy za sobą stulecia wódki, gorzałki, okowity, siwuchy - czy nic a nic?
Krzysztof Kowalski
Kazania dionizyjskie
Kazania dionizyjskie