Winnica Golesz

Pożegnanie z jabolami



Winnice wyrastają w Polsce jak grzyby po deszczu. Już wkrótce zaoferują nam prawdziwe wino gronowe, zamiast tak zwanych jaboli.

"Polskie wino" - to określenie brzmi jak kiepski żart. A jednak już niedługo będziemy mogli kupić naprawdę smaczne polskie wina - wyprodukowane przez rodzimych winiarzy z winogron zebranych z krajowych plantacji.

Te wina w niczym nie przypominają osławionych "jaboli", które na długie lata zawłaszczyły nazwę "polskie wino". Roman Myśliwiec, założyciel winnicy "Golesz" w podkarpackim Jaśle, z wykształcenia technik-chemik, w okresie komunizmu przez 2 lata pracował w fabryce produkującej takie winopodobne trunki. Dziś woli o tym nie opowiadać, tym bardziej, że jest uznawany za guru krajowego winiarstwa, ale już tego z prawdziwego zdarzenia, produkującego wina gronowe. Winiarską krucjatę prowadzi od 25 lat. - Bardzo długo nikt nie chciał słuchać o zakładaniu winnic w Polsce. Ludzie pukali się w czoło. Teraz już wiedzą, że to nie mrzonki. Ciągle zgłaszają się nowi chętni po informacje i sadzonki - mówi Myśliwiec, obecnie prezes Polskiego Instytutu Winorośli i Wina.

Cud nad Wisłą

Roman Myśliwiec
Roman Myśliwiec jest nazywany ojcem chrzestnym polskiego winiarstwa,
fot. Sylwester Urbanowicz
Chętnych do zakładania winnic jest coraz więcej, ponieważ parlamentarzyści, tuż przed przerwą wakacyjną, wreszcie zmienili przepisy, które wcześniej uniemożliwiały naszym winiarzom legalną produkcję i sprzedawanie swoich wyrobów. W Polsce nie ma i raczej nigdy nie będzie - głównie ze względów ekonomicznych (nadprodukcja wina na świecie) - dużych winnic nastawionych na wielkotowarową produkcję i podbój globalnego rynku. Mogą za to dobrze prosperować niewielkie winnice - jako jedna z atrakcji turystycznych regionu. Przybysze z zagranicy chętnie próbują przecież lokalnych win nie tylko we Francji lub Włoszech, ale i w Austrii, Słowacji czy w Wielkiej Brytanii, bo wino najlepiej smakuje tam, gdzie się je wyrabia.

Polskie winnice to małe gospodarstwa rodzinne. Tymczasem nasi ustawodawcy nakładali na nie dotąd takie same obowiązki jak na wielkich importerów win oraz rodzimych producentów "win patykiem pisanych". W rezultacie właściciele winnic, jeśli chcieli robić wino, musieli - w świetle prawa - również posiadać specjalne laboratoria i magazynować wino w. składach podatkowych. A to oznaczało, że przedsięwzięcie traciło jakikolwiek ekonomiczny sens. W końcu, po wieloletnich zabiegach coraz silniejszego lobby krajowych winiarzy, przywołującego przykłady innych krajów Unii Europejskiej, udało się to zmienić. - To prawdziwy "cud nad Wisłą" - ocenia Myśliwiec. Krajowi winiarze dotychczas mogli produkować wino tylko "na własne potrzeby". Nic dziwnego, że większość nie inwestowała intensywnie w rozwój swoich gospodarstw, traktując tę działalność jako hobby i gromadzenie doświadczeń, które zaprocentują kiedyś w przyszłości. Dopiero teraz wreszcie mogą zamienić hobby w biznes.

Dla ludzi z pieniędzmi

- Winnic w Polsce nie zakładają rolnicy, ale ludzie z pieniędzmi - mówi Myśliwiec. Wśród pierwszych plantatorów znalazł się Janusz Palikot, któremu Myśliwiec pomagał w założeniu uprawy w Jabłonnej pod Lublinem. - Już się tym nie zajmuję. Zostawiłem winnicę w prezencie pierwszej żonie - mówi dziś polityk PO.

Właścicielami krajowych winnic są przedsiębiorcy - jak właściciel hurtowni artykułów metalowych w Rzeszowie Krzysztof Kotowicz lub inteligenci - jak Marek Nowiński, chemik-cybernetyk, właściciel oraz kanclerz Wyższej Szkoły Rehabilitacji w Warszawie czy prof. warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych Wojciech Włodarczyk.

Włodarczyk, historyk sztuki i były polityk (szef kancelarii premiera Jana Olszewskiego) założył własną winnicę "Pańska Góra" w Podgórzu koło Kazimierza Dolnego. Bierze też udział w projekcie odtworzenia przedwojennej winnicy na zboczach widocznego z "Pańskiej Góry" nadwiślańskiego zamku w Janowcu. Prócz uprawy winorośli ma tam powstać muzeum winiarstwa (w ramach istniejącego już oddziału Muzeum Nadwiślańskiego).

Jadąc z Kazimierza do Podgórza, mijam okazałe pola chmielowe, ale ten region ma też bogate tradycje winiarskie, tyle że zapomniane. Do Czerska szczepy winorośli z Włoch sprowadzała królowa Bona. W Winiarach (nomen omen!) winnice mieli najpierw dominikanie, a później właściciele ziemscy. W Sieciechowie - benedyktyni. Jeszcze po II wojnie światowej ambitne plany miał wybitny winogrodnik Stanisław Madej, który próbował założyć "polską Nadrenię" - na blisko tysiącu hektarach! Winnice istniały zresztą na naszych ziemiach, zanim jeszcze Mieszko I wprowadził chrześcijaństwo (trudno je sobie wyobrazić bez wina!). A w średniowieczu, jak podają kronikarze, Kraków był "ładnym miastem otoczonym winnicami".

Jednak w późniejszych wiekach, w wyniku licznych zawirowań historii i rosnącej konkurencji międzynarodowej (choćby "węgrzyna"), rodzime plantacje gronowe mocno podupadły. A po zakończeniu II wojny światowej i nastaniu komunizmu stopniowo przestały zupełnie istnieć. Kwintesencją siermiężnego okresu komunizmu, swoistej antycywilizacji, stały się tanie "wina" owocowe przeznaczone do byle jakiego spożycia.

Nie dla hipermarketu

Nic dziwnego, że polscy winiarze z takim zapałem odwołują się do dawniejszej historii swoich okolic. Wiedzą, że winu potrzebna jest odpowiednia legenda, otoczka kulturowa.

- Wino jest jak biżuteria, która wymaga dobrego kamienia i odpowiedniej oprawy - mówi Nowiński. Wiosną zamierza otworzyć punkt degustacyjny przy swojej winnicy "Dwie Granice" w Przysiekach koło Trzcinicy na Podkarpaciu. Cieszy się, że wkrótce w okolicy "wybuchnie turystyka". W Trzcinicy powstaje wielki skansen - ma prezentować osadnictwo sprzed 2,5 tys. na tych terenach. Nazywana "Troją Północy" inwestycja ma przyciągać rocznie 200 tys. osób. W pobliskim Bieczu zachował się średniowieczny układ urbanistyczny. Było to główne miasto na handlowym szlaku winnym wiodącym z Węgier na północ. Odprowadzało większe sumy do skarbca królewskiego niż stołeczny wówczas Kraków.

Renesans winiarstwa na pewno nie przywróci już tej hierarchii, choć może pomóc odmienić oblicze nie tylko regionu podkarpackiego. Zdaniem Nowińskiego, w Polsce sukces odniosą niewielkie winnice - do 5 ha, produkujące wina unikalne. - Na pewno nie ma sensu robić win o światowym charakterze, bo tu przegramy z konkurencją. I nie w wypalanych beczkach, ponieważ przykryją one niuanse, które dziś są atutem naszych win. Podobnego zdania jest Myśliwiec. - Winiarstwo w naszym kraju może być dobrym pomysłem na rozszerzenie oferty turystycznej, ale jego produkty nie trafią do hipermarketu - mówi. Polskie wina będzie natomiast na pewno można kupować bezpośrednio przy winnicach i w niektórych sklepach winiarskich. A także na. uniwersytecie!

Wino od rektora

- Nowy rok akademicki zainaugurujemy toastem z naszego własnego wina - zapowiada z dumą rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Karol Musioł. Poczęstowanych zostanie około 1200 osób, bo tylu ludzi zwykle bierze udział w tej uroczystości. Zapowiada się więc największa jak dotąd degustacja krajowego wina. Najstarsza polska uczelnia być może nie produkowałaby dziś wina, gdyby nie to, że - jak wiadomo - "rybka lubi pływać". Dosłownie i w przenośni. Rektor od lat jest zapalonym wędkarzem. W sierpniowy dzień spotykam go na drewnianym pomoście nad stawem, na terenie należącego do uczelni doświadczalnego zakładu rolnego w Łazach pod Bochnią. Na drugim brzegu widać niewielkie, opadające w kierunku stawu, wzniesienie. - Kiedyś spojrzałem stąd na ten stok i pomyślałem, że aż się prosi, by założyć tam winnicę - opowiada Musioł. Dziś, po upływie czterech lat od tamtego dnia, wędzone ryby z uniwersyteckiego stawu popijamy białym aromatycznym winem z ubiegłorocznych zbiorów (z mieszanki szczepów Bianca oraz Seyval Blanc). Takie i inne wina wkrótce mają być butelkowane oficjalnie z marką krakowskiej Alma Mater, czyli Matki-Karmicielki.
Winnica Łazy
Przycinanie pędów młodych krzewów w winnicy UJ w Łazach koło Bochni,
fot. Sylwester Urbanowicz
W Polsce budzi to jeszcze zdziwienie, ale własne winnice i wina ma wiele europejskich uczelni. Krakowianie chętnie korzystają z doświadczeń i wiedzy enologicznej (czyli winiarskiej) swoich kolegów ze słoweńskiego Mariboru czy francuskiego Montpellier, które mają własne katedry enologiczne i kształcą kadry dla potężnego, szeroko rozumianego sektora winiarskiego. A potrzebuje on nie tylko ogrodników, chemików, biotechnologów, sommelierów czy speców od marketingu, ale też np. kulturoznawców. Bo winiarstwo to dużo więcej niż rolnictwo czy biznes. Spożywanie wina łączy się z określoną dietą, stylem życia, obyczajami, uczestnictwem w życiu społecznym. Pełni trudną do przecenienia funkcję kulturotwórczą. Marek Kondrat, który założył sieć własnych sklepów winiarskich, uznał wręcz, że obecna moda na zakładanie w Polsce winnic jest "odruchem powrotu do cywilizacji".

Francuzi by zdębieli

Sielankę w Łazach przerywa rzęsisty deszcz. Wędkujący włodarze UJ uwijają się, by czym prędzej rozłożyć namiotowe zadaszenie. W ciągu kilku lat w rozpadających się budynkach po byłym komunistycznym Państwowym Gospodarstwie Rolnym mają powstać m.in. winiarskie ścieżki edukacyjne, piwnica do przechowywania win i pomieszczenia do degustacji - już pod solidnym dachem. Winiarską "wizję" rektora można było przekuć na "misję" dzięki pracy i zapałowi szefa gospodarstwa rolnego UJ, Adama Kiszki. Z dumą oprowadza mnie on po dwuhektarowej obecnie (ma być powiększona do 8 ha) winnicy. Rośnie w niej 20 odmian winorośli.

Roman Myśliwiec przyznaje, że nie wierzył w sens zakładania winnicy na terenie dawnego PGR-u w Łazach. - Myślałem, że w takiej okolicy to pomysł od czapy. Myliłem się - przyznaje dziś. Ale bez Myśliwca, jego wiedzy i doświadczenia oraz bez sadzonek z jego plantacji, winnica UJ pewnie by nie powstała. Jak zresztą znakomita większość z istniejących dziś kilkuset polskich winnic. Podkarpacie, w znacznej mierze dzięki Myśliwcowi, wyrosło na mini-potęgę naszego raczkującego winiarstwa. Na ostatnim Konwencie Wina, corocznym zjeździe naszych winiarzy, prawie połowa z 47 win zgłoszonych do degustacji pochodziła z tego właśnie regionu.

Do konsumentów polskie wina trafią najwcześniej dopiero za kilka miesięcy. Z prostego powodu: prawo nie działa wstecz, legalnie będzie można handlować dopiero winem z tegorocznych zbiorów. Wtedy też stanie się możliwy rozwój popularnej w Europie i Stanach Zjednoczonych enoturystyki, czyli podróżowania po winiarskich szlakach. W okolicy samego Nowego Jorku jest kilkaset niedużych gospodarstw, które żyją z enoturystów (80 procent produkowanego tam wina sprzedaje się bezpośrednio na farmach).

U nas większość tych winiarzy, którzy mogą się już pochwalić własnym winem, dopiero zaczyna budowę skromnych pokazowych piwniczek i pomieszczeń degustacyjnych, myśli o tworzeniu miejsc noclegowych dla enoturystów i wystawianiu swoich produktów w winiarskich sklepach.

Krzysztof Kotowicz ma winnicę w Połomii pod Rzeszowem od jesieni 2006 roku i dopiero w tym roku zamierza rozpocząć na serio produkcję wina - od około tysiąca litrów. O swojej nowej działalności opowiada z pasją, która znika, gdy rozmowa schodzi na temat przynoszącego dochody handlu metalem, bez czego winnica by nie powstała. Z dumą prezentuje rzędy winorośli pnących się na sprowadzonych z Węgier akacjowych palikach, opowiada o zatrudnionym na stałe ogrodniku, o urządzeniach zgromadzonych na potrzeby wytwórni wina. Enoturystom planuje stopniowo zaoferować miejsca noclegowe i szereg atrakcji, w tym nawet obserwatorium astronomiczne.

Wraz z Kotowiczem i jego żoną Grażyną Barć oglądamy winnicę podczas silnego deszczu, drżąc z zimna. Żartujemy, że francuscy winiarze zdębieliby, gdyby zobaczyli w jakich warunkach (w sierpniu!) dojrzewają w naszym kraju winogrona.

Sylwester Urbanowicz
www.onet.pl 29.08.08

SADZONKI WINOROŚLI
oferta na jesień 2024


WINA Z NASZEJ WINNICY

ABC zakładania
winnicy


Droga do własnej
winnicy


NOWE KSIĄŻKI
www.roman-mysliwiec.pl
akademiawina.org
© Winnica Golesz 2024