Winnica Golesz

Polskie, pośle, pij



Na Mazurach znowu posadzono krzewy winorośli.

Doprawdy idzie ku dobremu. W Puszczy Białowieskiej znaleziono zimą pustą butelkę po dobrym medoku. W cichej wsi sudeckiej kowal Józef z braćmi popijali przed sklepem chianti classico i bydło ryczało po zagrodach. Pewna papuga w Kaliszu nauczyła się wymawiać "grand cru", a na Dzikich Polach ktoś degustował supertoskany. U mnie na Grochowie widziano po zaćmieniu słońca brunetkę z burgundem, a na Mazurach posadzono wiosną kilka gatunków winorośli.
To nie są, proszę Państwa, żarty. Naprawdę na Mazurach po raz pierwszy od XV w. posadzono krzewy winorośli do wyrobu wina. Zbocze, które je w siebie przyjęło, jest dobrze eksponowane, na południe i na zachód, czyli w strony, które najbardziej odpowiadają polskiej duszy. Pierwszych butelek spodziewać się można za trzy lata, pierwszych nagród za lat dziesięć. Nagród? W marcu tego roku, proszę niedowiarków, odbył się światowy konkurs na najlepsze - w klasie średniej - chardonnay. Do konkursu zgłoszono ok.1000 win, do finału przeszło 200. I kto wśród innych zdobył dystynkcje? Wino angielskie, belgijskie i luksemburskie, japońskie i maltańskie. Winiarska geografia wciąż się rozszerza, a polska wyobraźnia - w przeciwieństwie do prawa - również znosi kolejne granice i coraz bardziej chce się jej chcieć.
Mazurski heros nabył sadzonki od Romana Myśliwca, którego wina pochodzące z winnicy pod Jasłem degustowaliśmy w redakcji w lutym - ku dużej naszej satysfakcji. Wczoraj wraz z Robertem Sołtykiem ("Wino" w "Coś z życia") i Wojtkiem Bońkowskim (pismo "City") zasiedliśmy przed nowymi butelkami ze słodkiej Galicji. Były to dwa kolejne wina białe, a z dołu flagi - uwaga! - wino czerwone. Pierwsze białe pochodziło ze szczepu o wdzięcznej dla ucha naszych dziadów nazwie Sibera. Sibera jest to krzyżówka z winoroślą amurską, wyhodowana w Niemczech. Jak wszystkie testowane wcześniej wina i to było solidnie zbudowane, może nawet pełniejsze i miało całkiem niezły finisz; ze względu na nieco mniejszą kwasowość od poprzednich nadawałoby się bardziej do tłustszych ryb niż owoców morza. Wino było całkiem zrównoważone i w bukiecie - który jest chyba słabszą stroną win p. Myśliwca - czyste, choć niezbyt intensywne. W przeciwieństwie do wina drugiego, którego bukiet był niezwykle silny (aż kręciliśmy głowami ze zdziwienia), brzoskwiniowo-cytrusowo-miętowy, ale miał też pewną wadę, nutę, którą kojarzyliśmy z zapachami chemicznymi, lecz która z czasem zaczęła z lekka ustępować. Wino to nazywa się optymistycznie Jutrzenka i jest prototypem, wynalazkiem p. Myśliwca; twórca dopiero zaczął nad nim pracę i wiąże z nim, tak jak i my, spore nadzieje. W ustach wino było krótsze od poprzednich, lekkie, miało za to więcej owocowych aromatów. Bardzo jesteśmy ciekawi jego dalszych losów. Dwaj muszkieterzy uznali je za wino ciekawsze od pierwszego; ja na razie wolę solidność Sibery, właściwie gotowej w mym odczuciu do sprzedaży. Natomiast reakcja na wino trzecie, czerwone, z nowej odmiany Rondo, była jednolita, tożsama i monolityczna. Wojtek jak to Wojtek, w chwilach wzburzenia swe myśli notował od razu po angielsku, Robert, jak to on, podskakiwał na kanapie niczym fakir na atłasie, ja krążyłem nerwowo po pokoju niczym Mojżesz, który zgubił swój lud po drodze. W barwie coś z młodego pinot noir, w bukiecie (ciekawym, nuty smoliste, dym) coś z win Rodanu, w smaku coś z dobrego bourgogne passe-tout-grain (połączenie gamay z pinot noir); jak sama nazwa wskazuje - wino okrągłe, o ładnym początku w ustach; nieco nam tylko przeszkadzała landrynkowa nuta na finiszu i niska garbnikowość. Bez wątpienia wino poważne, może najlepsze ze wszystkich - choć po pewnym czasie trochę siadło, pojawił się zapach lakieru do paznokci (nie jest on uznawany za wadę, występuje w wielu winach, ale ja za nim nie przepadam). W każdym razie byliśmy prawdziwie poruszeni. Takie czerwone, i to u nas, w Polsce! Teraz w Galicji, za kilka lat na Mazurach, i z pewnością gdzie indziej.
Żeby tylko pozwolili, żeby tylko dali ludziom, którzy mają taką wolę, robić i sprzedawać polskie wino, żeby nie stawiali przeszkód, bo na razie przepisy krępują wyobraźnię jak cenzor PRL-u tom wierszy Miłosza. Ja zarabiam tym, że piszę, więc niewiele mogę, ale niech ci, co zarabiają głosowaniem, niech wszystkie Forum dla Przyszłości, Płaszczyzny dla Wieczności, Młodzi dla Młodości, Posłowie dla Potomności, Stowarzyszenia dla Innych i Ktokolwiek Ważny ruszą głową, skrobną długopisem, wcisną przycisk i podniosą rękę - a my w nią wsuniemy w podzięce kielich z przyzwoitym polskim winem.
Nowy cud w stolicy, na Grochowie: na ulicy Dobrowoja sklep z tanimi winami z RPA

Marek Bieńczyk
Magazyn Gazety Wyborczej, 10 maja 2001r.
Felieton Marka Bieńczyka z cyklu "Wino"


Winnica na mazurach

Winnica na mazurachCzwartkowy felieton Marka Bieńczyka traktuje nie tylko o winach pana Myśliwca, ale też sygnalizuje wielce znamienny, historyczny wręcz fakt, jakim jest odrodzenie się winiarstwa w krainach borealnych, a mianowicie na Mazurach.
Trzy lata temu z grupą przyjaciół tworzyliśmy krakowskie Towarzystwo Winiarskie i zakładaliśmy pierwsze winnice na Jurze Krakowskiej. Rok później sadziliśmy winorośl w Sudetach, gdzie narodziła się znamienita - dzisiaj już międzynarodowa - Konfederacja dla Odrodzenia Zapomnianych Winnic. Wydawało mi się wówczas, że docieramy do północnych kresów, granic nieprzekraczalnych winiarskiego świata, za którymi tylko wódka zbożowa albo ziemniaczana urodzić się może. A tymczasem w ostatnich miesiącach przyszło mi uczestniczyć w przedsięwzięciu stanowiącym wyzwanie nieporównywalne z dotychczasowymi - narodzinach jednej z najbardziej na północ wysuniętych placówek winiarskich w Europie. Pozwólcie więc, że w kilku zdaniach opiszę tą niezwykłą awanturę.
Wspominana winnica znajduje się nieopodal uroczego, średniowiecznego miasteczka Pasymia, w okolicy - jak na tą część Polski - dość górzystej. Miejsce jest bowiem położone nad jeziorem okolonym kilkudziesięciometrowej wysokości wzgórzami. Krajobraz to więc bardziej nadreński niż mazurski. Tu znajduje się dom moich warszawskich przyjaciół, którzy kilka miesięcy temu zdradzili mi swój szalony plan - "sadzimy, proszę kolegi, winnicę na Mazurach". Do pomysłu tego odniosłem się z początku bardzo, bardzo sceptycznie. A to, że za zimno, że nic tam nie dojrzeje, że nikt nigdy tak daleko na północ czegoś takiego... "Ano właśnie - padł kontrargument - ponoć Krzyżacy w piętnastym wieku pod Malborkiem i koło Rynu jakieś winko uprawiali, a więc może się uda. Poza tym Szwedzi sadzą winnice na Gotlandii".
Pierwszym naszym krokiem ku realizacji winnicy była analiza danych klimatycznych dla regionu, która - prawdę mówiąc - wypadła niezbyt obiecująco. Mimo dosyć dobrego nasłonecznienia w lecie, średnia roczna temperatura wynosi tu zaledwie 7 stopni, to znacznie zimniej, niż w Jaśle, pod Krakowem czy na Dolnym Śląsku, gdzie czynione są udane próby uprawy winorośli. "Może jednak coś się znajdzie, jakiś lokalny mikroklimacik albo wyjątkowe miejsce" - przekonywali kandydaci na mazurskich winieronów. Koniec końców zrobiliśmy uważną wizję lokalną i coś jednak znaleźliśmy - zbocze wysokie i dobrze nasłonecznione, porośnięte krzewami głogów i dzikiej róży, które w miejscu zimnym po prostu nie urosną. Lokalizacja wydała się wręcz idealna. Działaniem numer dwa była wizyta w Jaśle i długa rozmowa z panem Myśliwcem o klimacie, lokalizacji, glebie, szczepach winorośli i perspektywach na mazurskie wino. Tu zapadła ostateczna decyzja: sadzić. Jak powiedziano, tak zrobiono i dzisiaj pierwsza od pięciuset lat mazurska winnica jest faktem. Jako miejsce pod winnicę wybraliśmy dość strome - o spadku 30 do 40 procent - zbocze południowe z lekkim odchyleniem na zachód. Gleba tu nieco ciężka, kamienista, z okruchami granitu. Jednakże porastające to miejsce ciepło- i sucholubne rośliny świadczą o dobrym, naturalnym drenażu podłoża. Pod winnicą stok opada bardzo stromo do znajdującego się około dwadzieścia metrów poniżej jeziora. Tak więc mazurska plantacja jest dobrze nasłoneczniona, zabezpieczona od zimnych wiatrów i - miejmy nadzieję - nie zmogą jej wiosenne przymrozki (plaga to najstraszniejsza północnych winnic) a to dzięki łagodzącej klimat bliskości jeziora i wyniesieniu ponad otaczający teren. Projekt winnicy zakłada docelowo 600 krzewów winorośli na powierzchni około 10 arów. W tym celu dość strome zbocze nieznacznie splantowano, tworząc niewielki taras. Krzewy sadzone w rozstawie 180 x 90 będą prowadzone systemem Gouyot, a więc bardzo klasycznie.
Wiosną zasadzono pierwszą jej część - ponad dwieście winorośli odmian do produkcji win białych. Są to polecane i sprawdzone przez pana Myśliwca szczepy Sibera, Bianca, Muskat Odeski i Jutrzenka. W jesieni tego roku jest planowane wysadzenie reszty krzewów, a znajdą się w śród nich także służące do produkcji win czerwonych winorośle odmiany Rondo.
Skala winnicy świadczy o jej amatorskim charakterze - w dobrych latach dać ona może siedemset, osiemset butelek wina. To w sam raz na potrzeby własne i rodziny oraz na prezenty dla przyjaciół. Jednak taka wielkość produkcji pozwoli już na zastosowanie "poważnej" technologii oraz eksperymenty i doświadczenia mogące w efekcie dać interesujące wino.

P.S. Wkrótce na stronach krakowskiej Akademii Wina pojawi się witryna z poradami, jak w polskich warunkach założyć winnicę, urządzić piwnicę i jak produkować własne wino gronowe.

Gość portalu: vintor, 12 maja 2001r.

SADZONKI WINOROŚLI
oferta na jesień 2024


WINA Z NASZEJ WINNICY

ABC zakładania
winnicy


Droga do własnej
winnicy


NOWE KSIĄŻKI
www.roman-mysliwiec.pl
akademiawina.org
© Winnica Golesz 2024