Winnica Golesz

Pasja życia



Ilustracja: Piotr PiotrowskiLudy myśliwskie porzucając łowiectwo zaczynały od uprawy roli, by z czasem przejść do formy bardziej wyrafinowanej - hodowli winnej latorośli. Do tego też przekonuje nas najpierwszy z myśliwców - Roman, autor tryptyku winoroślowego, którego ostatnia część Uprawa winorośli właśnie się ukazała.
Poprzednie to Ogród winoroślowy i Wino z własnej winnicy. Za czwartą z winnych książek napisaną wspólnie z profesorem Bolesławem Sękowskim pt. 101 odmian winorośli do uprawy w Polsce otrzymał niedawno nagrodę Międzynarodowego Biura Winorośli i Wina. I to ma miejsce w kraju, którego naukowcy brzydząc się najwyraźniej tym szlachetnym krzewem porzucili w latach 70. badania nad nim. Dopiero ostatnio podjęto wątek na nowo. Sam Myśliwiec, wyglądający jak Zeus gronowładny, z wyżyn Jasła przyucza nas do "ekologicznej uprawy nowych odmian mieszańcowych umożliwiających uzyskanie wysokiej jakości przetworów, win i soków".
Wino łączy w sobie kulturę materialną i duchową, czasy przeszłe z teraźniejszością. Historia niektórych odmian sięga starożytności. Winorośl towarzyszy cywilizacji od co najmniej 7 tysięcy lat. Z gór Kaukazu uprawa przedostała się w rejon Morza Śródziemnego, wzmianki o winie spotykamy w Biblii, znali ją Egipcjanie i Żydzi. Staroegipskie rysunki z pierwszego tysiąclecia p.n.e. ukazują winorośl, jej uprawę i wyrób wina. Dużą rolę w upowszechnieniu winorośli wokół wybrzeży śródziemnomorskich odegrali Fenicjanie. W starożytnej Grecji stała się ona dominującą uprawą, a wino napojem narodowym. Dionizos uzyskał nominację na boga wina, a jego rzymski odpowiednik spędzał czas na bachanaliach. Wysoka kultura rzymska szła w ślad za podbojami. Zasięg uprawy winorośli europejskiej pokrywał się z zasięgiem monarchii Aleksandra Wielkiego i Imperium Romanum. Poza granice państwa rzymskiego winorośl przeniosła się wraz z szerzeniem chrześcijaństwa.

Winna kraina

Przy zakładaniu winnic średniowiecznych decydujące znaczenie miały względy nie tyle handlowe, co sakralne. Znajomość uprawy przychodziła z Zachodu za pośrednictwem klasztorów. Już na początku XI wieku na ziemiach polskich tłoczono wino. Przodowały w tym zakony benedyktynów i cystersów. Wino potrzebne było zakonnikom do celów liturgicznych, a w związku ze słabą komunikacją z Europą Zachodnią musieli sadzić winorośl na miejscu. Uprawa na dość dużą skalę rozwijała się nieprzerwanie do XVI wieku. Na Śląsku założono tyle winnic, że sprzedawano wino do Niemiec. Na Pomorzu i w Prusach (sic!) w czasach krzyżackich uprawa winorośli zarówno pod opieką braci zakonnych, jak mieszczan doszła do wielkiego rozkwitu. Winorośl krzewiła się coraz bujniej w Wielkopolsce i Małopolsce. Przełomowym okazało się panowanie Kazimierza Wielkiego. Nasadzenia dostały nowy impuls. "Lud polski, zapatrując się w dobrotliwego monarchę liczne pozakładał winnice". Znakomity historyk Karol Szajnocha nazwał Polskę XIV stulecia krajem winorośli. Winnice w dolinie Wisły, południowej części kraju i na Rusi Czerwonej były tak rozległe, że według świadectw współczesnych kronikarzy wino z Polski wywożono za granicę. Odbiciem znaczenia uprawy są nazwy miejscowości: Winnica, Winiary, Moszczenica. Winorośl zaczęła przekraczać mury klasztorne. Powstawały winnice królewskie, szlacheckie, nawet mieszczańskie, lecz nie chłopskie. Rozrost uprawy winorośli wiąże się z okresem największej świetności Polski, epoką Piastów i Jagiellonów. Od końca wieku XVI następuje powolny zanik uprawy związany z importem lepszych win, rozpoczęciem prześwietnej ery gorzałki i przede wszystkim wojnami. Klimat nie miał na to zrazu zasadniczego wpływu choć wieki XVII-XVIII to tzw. mała epoka lodowa, ochłodzenie związane z opętańczym wycinaniem lasów. Jeszcze w 1540 roku, gdy na Śląsku panowała wielka posucha wino było tańsze od wody, którą musiano sprowadzać z daleka. Ostatnie wielkie nasadzenia na ziemiach polskich zainicjowała królowa Bona. Powstały lub zostały odnowione winnice w dolinie Pilicy czy na południowym stoku wzgórza zamkowego w Czersku. Najwyraźniej Bona, kobieta płocha, nie dostrzegała związku między ilością słońca a jakością wina. Włoszczyzna została, winorośl przeminęła.

Zagłada winnic

"Chociaż smak średniowieczny ciężkie próby wytrzymywał, wina polskie pozostały kwaśne, cierpkie i słabe" - utrzymuje Aleksander Brückner. Nuncjusz papieski Fulwiusz Ruggieri w sprawozdaniu z Polski w 1565 roku pisał: "Są takie winogrona w Małej Polsce, że choć dobre do jedzenia, wino z nich kwaśne, bo nie mogą dojrzeć zupełnie do wczesnej zimy". Wieki XVII i XVIII to w Polsce okres "wielkiego pragnienia". Boleje nad tym Wacław Potocki pisząc: "siła dziś tak szlachty głupiej ginie, przedawszy wieś pieniądze przepijają na winie". Wieszczył także zatroskany: "na Węgrzech wino się rodzi, a w Polszcze umiera, bodaj i Polska, jeśli nie radzi o sobie, w krótkim czasie nie legła w tym co wino grobie". Już wówczas, jak widać, nie polskie wino było przedmiotem westchnień szlachty, lecz węgrzyn, małmazja czy wina reńskie. Poeta Krzysztof Opaliński w połowie XVII stulecia nazywał Węgry "polską winnicą". Winorośl z rośliny użytkowej stawała się amatorską. Najważniejszą przyczyną niemal całkowitego zaniku uprawy winogradu były wojny wieku XVII. Przez ziemie polskie przetaczały się obce armie, walec historii wciskał sok winogronowy w coraz bardziej jałową glebę. Spustoszenia jakich wtedy dokonano doprowadziły w konsekwencji do zaniku umiejętności ogrodniczych. Jakub Kazimierz Haur pisał w 1693 roku: "Mogłyby się w Polszcze snadnie zakrzewić winnice, gdyby ludzie chcieli być do tego sposobni". Nieśmiałe próby nowych nasadzeń podjęto pod koniec istnienia Rzeczypospolitej, jednak król słabym był akurat tego mecenasem. Nie bez kozery rozsierdzony Krasicki rzucił na niego straszliwą klątwę: "Tyś naród z kuflów, szklenic, beczek złupił; bodajeś w życiu nigdy się nie upił".

Początki odrodzenia

W XIX wieku były ważniejsze zmartwienia niż wskrzeszenie uprawy winorośli. Zaborcy nie byli tym zainteresowani. Mieli swoje, znacznie lepsze, wino, którym zalewano ziemie polskie. Nadrenia, Besarabia czy Kaukaz to znaczące do dziś rejony uprawy. Znaleźli się na szczęście pasjonaci gotowi zaryzykować nie tylko pieniądze. W 1821 roku w podwarszawskim, wówczas, Tarchominie (sic!), na piaskach nad Wisłą powstała winnica przez długie lata obficie owocująca. Przetrwała nawet okrutne mrozy zimy 1827/28, gdy "ziemia była na sześć stóp przemrożona". Jej resztki jeszcze pod koniec wieku oglądał wybitny pomolog Edmund Jankowski. Okolice Warszawy cieszyły się wówczas wielką estymą wśród winiarzy. Panowie Urlich, Hozer, Bardet zakładali winnice we Włochach, Miedzeszynie czy niezbyt odległych Maciejowicach. Ksiądz Grünholz na Pomorzu polecał coraz to nowe odmiany winorośli szlachetnej. Wnosząc po czysto polskich nazwiskach tutejszy ludek niezbyt był tym tematem zainteresowany. W latach 80., po okresie niewiary, wskrzeszono stare winnice i zakładano nowe. Promotorami tego byli bracia Kaczyńscy - redaktorzy "Ogrodnika Polskiego". W Grünbergu (Zielonej Górze), będącym najdalej na północ wysuniętym posterunkiem nadreńskiej prowincji winnej, robiono wino o którym znawca wyraził się tymi słowy: "pijąc to wino z nazwiska, humor na nim mało zyska" - i to wszystko po niemiecku. Były jednak także niewielkie sukcesy. W Pleszewie, po wieki rozsławionym osobą Hanny Suchockiej, skromny nauczyciel, niejaki Urbański, w 1886 roku wyhodował Triumf polski - słodką, smaczną i plenną odmianę winorośli.
Druga Rzeczpospolita hodując winorośl na ciepłym Podolu, nie zajmowała się w tym względzie obecnymi ziemiami Polski. Za to PRL podszedł do tematu bardzo aktywnie. Wyrażono nadzieję, że "każde chłopskie dziecko będzie mogło mieć winogron do sytości". I zaczęto działać w tym duchu. Taktyka jaką wówczas przyjęto graniczyła z obłędem. Podyktowana była dążeniem do jak największych plonów, czego winorośl nie znosi. Zamiast wzorem zachodnim skupić się na kilku odmianach, sadzono kilkadziesiąt a nawet kilkaset, wytrzaśniętych z Polski i okolic. Możliwość zweryfikowania ich jakości była żadna, za to zbiory ogromne - tyle że na krótko. Pierwsza mroźna zima 1955/56 zweryfikowała te nadzieje. Największe plantacje winorośli były w okolicach Zielonej Góry, w Trzebnicy koło Wrocławia i nad Pilicą, gdzie w 1951 roku uzyskano wysoki plon - 20 ton z hektara. Na terenach nadpilicznych, będących oczkiem w głowie ówczesnych sadowników, planowano nasadzenia rzędu 1000 hektarów. Winnice miały ciągnąć się na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów wzdłuż południowej wystawy koryta rzeki - to byłby piękny widok. W tym czasie poza wysokim plonem potrafiono "uzyskać" równie wysoką zawartość cukru w zazwyczaj kwaśnych winogronach - do 24%. Biorąc pod uwagą, że dla wyprodukowania dobrego wina cukru powinno być w granicach 20-30%, był to niezły wynik. Nikogo zapewne nie zdziwi, że w dziesięć lat później, poziom cukru gwałtownie się obniżył do żałosnych 15% - buraki by się obśmiały. Jeszcze w latach 60. wareckie wytwórnie produkowały wino gronowe Dionizos, podobno na bazie miejscowych winogron. Dziś w tym miejscu rośnie jedynie lud polski, lub, jak na terenach dawnych winnic zielonogórskich, stoją eleganckie bloki z wielkiej płyty.
W drugiej połowie XIX wieku winnice europejskie zaatakowane zostały zza oceanu przez filokserę; "wesz winną, owada z ryjkiem lejkowatym, niemal niedostrzegalnego gołym okiem, wysysającego żywotne soki z korzeni winorośli". Zawleczona została do Europy wraz z sadzonkami winorośli amerykańskiej i w krótkim czasie czepiając się korzeni zdołała wytłuc lub osłabić znaczne połacie winnic głównie we Francji, gdzie wyrządziła największe szkody, w Hiszpani i we Włoszech. Ponieważ swoje chude ciało wolała wygrzewać pod słońcem południa, w Niemczech jej żarłoczność nieco osłabła, a Polskę, podobnie jak turyści, ominęła szerokim łukiem. Jednocześnie Stary Świat zaatakowany został tą samą drogą przez groźne choroby grzybowe - mączniaka właściwego i rzekomego. Na koneserów wina i winiarzy padł blady strach. Przepowiadano rychły upadek winnic. Część plantatorów zaczęła w panice w miejsce winorośli sadzić porzeczki. Ratunek przyszedł z tej samej strony, z której pojawiło się zagrożenie. Rozpoczęto pracę nad krzyżowaniem szlachetnej winorośli europejskiej ze znacznie mniej szlachetną za to bardziej odporną winoroślą amerykańską różnych gatunków, szczególnie z Vitis Labrusca. Efekt nie był zadowalający. Wino wynikłe z tego związku miało tzw. lisi posmak - "przekleństwo hybryd", jak ochrzczono krzyżówki. Winorośl amerykańską, mimowolnego sprawcę hekatomby winnic europejskich, wykorzystano w inny sposób. Jej rozbudowane korzenie - bardziej odporne na ukłucia filoksery, sprowadzono do roli nikczemnych podkładek. Dzięki temu do dziś możemy pijać wino ze starożytnych szczepów.

Krzyżowiec z Jasła

Uprawy krzyżówek nie zaprzestano, lecz jej zakres znacznie ograniczono, szczególnie w krajach winiarskich. Obawiano się psucia smaków wina. W 1934 roku Francja wydała zakaz ich uprawy, co podchwyciły inne państwa. Nie zarzucono całkowicie prac nad ich doskonaleniem. Współcześnie, wraz z modą na zdrową żywność, wracają do łask.
W Polsce hodowlą krzyżówek zajmował się przed wojną doktor Stanisław Bzura. Na dwuhektarowej plantacji w Jabłonnie pod Warszawą utworzył Stację Doświadczalną, gdzie testował z dobrym skutkiem kilkadziesiąt odmian mieszańców. U niektórych nie zauważył "przekleństwa hybryd", a produkowane z nich wino osiągało wyższe ceny niż duża część win importowanych. Po kilkudziesięciu latach jego drogą poszedł, zapomniany już nieco, bohater naszej opowieści - Roman Myśliwiec. W ciągu ostatnich 20 lat przetestował na swojej plantacji w Jaśle na Podkarpaciu około 200 odmian mieszańców, z których wyselekcjonował 40 najlepszych. Swoje doświadczenia opisał w winoroślowym tryptyku.
Polska nie jest krajem szczególnie przyjaznym winorośli. Różnice klimatyczne są spore. Długość okresu wegetacyjnego waha się od 180 dni na północnym wschodzie do 230 na południu. Uprawę winorośli najlepiej zaryzykować w miejscach, które zweryfikowała historia. Typy Myśliwca i klimatologów to: Kotlina Sandomierska, Wyżyna Małopolska, Pogórze Karpackie i Nizina Wielkopolska - posiadające bardzo korzystny mikroklimat. W Kotlinie Sandomierskiej wzdłuż Wisły i na południowej wystawie doliny Odry mają miejsce coraz większe nasadzenia. Zaś do terenów Dolnego Śląska przymierzają się plantatorzy niemieccy z sąsiedniej Saksonii. Powierzchnia winnic na całym świecie to 8 mln hektarów i kurczy się. W 80% winorośl przeznaczana jest na wino. Tak więc rozszerzanie areału uprawy, i to w Polsce, to pomysł świeży i niebanalny. Choć z drugiej strony, do tak wielu owoców warto dołączyć ten najszlachetniejszy.
W sposób znakomity pomogą nam w tym książki Myśliwca. Kto po ich przeczytaniu popełni błąd w prowadzeniu winnicy sam sobie będzie winien i powinien raczej zostać księgowym. W prowadzeniu, ale niekoniecznie w zakładaniu. Jego dobór odmian charakteryzuje uzasadniona, lecz irytująca czkawka. W kolejnych częściach trylogii odmiany pojawiają się, by zaraz zniknąć. W czeluści trzech lat od poprzedniego tomu niemal znikły odmiany wcześniej polecane, takie jak wypróbowane na działkach Cascade czy Aurora. Pojawiły się za to od razu w roli gwiazd Merzling, Regent czy Jutrzenka. Silne wiatry na Podkarpaciu powodują huśtawkę nastrojów, ale żeby aż taką. Założenie winnicy to wydatek rzędu 30 tysięcy złotych za hektar. Nie licząc drutów kolczastych, o których należy pamiętać, żeby nie wodzić na pokuszenie przyjaznych sąsiadów. Może więc należy poprzestać na starych odmianach krzyżówek, takich jak sprawdzone nie tylko w Polsce: Seyval Blanc, Marechal Foch, Leon Millot czy wymieniane już Aurora i Cascade. Jeśli oczywiście ustalimy, że w polskich warunkach najwłaściwsza jest uprawa hybryd, a nie winorośli szlachetnej - na co wiele wskazuje. Winorośl europejska daje większe szanse na rynkach światowych, ale o to jeszcze przez długie lata nie musimy się martwić. Odmiany szlachetne są jak wszelkie kulturalne rasy bardziej wymagające, a mniej odporne. Myśliwiec zdaje się nie mieć żadnych wątpliwości, że krzyżówki są lepsze. Szczególnie współczesne, coraz doskonalsze mieszańce międzygatunkowe. Są prostsze w uprawie, wydajniejsze oraz smakiem coraz bardziej zbliżone do Vitis vinifera. Niestety także coraz mniej odporne na mróz, choroby i szkodniki, czego Myśliwiec wprost nie formułuje. Hybrydy to nie jest gra o najwyższą stawkę, ale warto ją podjąć szczególnie że ryzyko mniejsze. Musimy pogodzić się z myślą, że w Polsce, jak dobrze pójdzie, będziemy uprawiać Rondo zamiast Pinot Noir i Siberę zamiast Rieslinga. To polski wybór z konieczności. Zresztą wino z nich ponoć znakomite.
I znakomity autor to wino promujący. Prosty język wywodu, świetne zdjęcia i pomysły przemawiające do wyobraźni. Szczególnie ukochanym przeze mnie jest drugi tom tryptyku zatytułowany Wino z własnej winnicy, w którym autor wyjaśnia zawiłości fermentacji i kreśli łechcący podniebienie obraz własnej piwniczki. W pierwszym tomie opisuje natomiast równie przyjemny świat ogrodu winoroślowego. Przed trzecim przestrzegam osoby słabe psychicznie i przez życie wydelikacone. Znajdujemy w nim anatomiczne opisy budowy winorośli czy mrożące krew w żyłach sceny walk roztoczy z przędziorkami. Myśliwiec wśród osób pozytywnie zakręconych, jest być może najbardziej zakręcony, ale i najbardziej pozytywny. Gdyby nie istniał to należałoby go wymyślić. Swoją pasją zaraził nawet sceptycznego dotąd recenzenta smaków wina i wszelkich rzeczy tajemnych Krzysztofa Kowalskiego. Do niedawna uważał on rozważania o uprawie winorośli w Polsce za "niezłomne abstrahowanie od realiów". Dziś jest entuzjastą Myśliwca. To wciąga.

Jutrzenka

W ostatnich dekadach, mimo iż powierzchnia uprawy winorośli zmniejsza się, w Europie postanowiły zmierzyć się z tym wyzwaniem kraje północy takie jak Dania, Szwecja i Anglia. W krainie deszczowców w miejsce niedochodowych sadów założono winnice, oparte na białych odmianach winorośli szlachetnej, głównie wcześnie dojrzewających niemieckich szczepów. Poprzednio robiono niezłe wino z proponowanej także przez Myśliwca hybrydy Seyval Blanc. Może i w Polsce aspirującej do cywilizacji Zachodu znajdzie się wystarczająco duża i zdeterminowana grupa entuzjastów winnego krzewu. Wątpliwym ich sojusznikiem są nasi wybitni aktorzy i równie wybitni biznesmeni. W pogoni za modą gotowi byliby nawet paść świnie, nie tylko zakładać winnice. Ale co będzie gdy moda przeminie? Również w polskiej nauce winiarze nie znajdą oparcia. Do tej pory winoroślą niezbyt się zajmowano, a biorąc pod uwagę że nasi mędrcy nie wymyślili jak dotąd porządnej odmiany jabłek mogącej konkurować na światowych rynkach, marny z nich sprzymierzeniec. Większe zasługi na tym polu ma choćby tak typowo "winny" kraj jak Łotwa. Przyzwyczajenia Polaków także mogą stać się barierą nie do pokonania. Wszak prosty bełt daje wielkie możliwości smakowe. Bo czyż normalne wino może być miętowe lub czekoladowe. Cała nadzieja w Myśliwcu i tym, że wyhodowana przez niego Jutrzenka zapoczątkuje poważne badania w kraju nad Wisłą.

Na koniec przydługi opis, z którym każdy potencjalny plantator powinien się zmierzyć. Wiktor Hugo w swym znakomitym dzienniku z podróży wspominał: "Znaczna pochyłość zboczy sprawia, że winorośl nad Renem uprawia się w taki sposób jak oliwki w Prowansji. Wszędzie tam gdzie znajduje się najmniejszy występ, na który w południe padają promienie słońca, chłop workami i koszami nawozi ziemię i w tej ziemi sadzi szczep winogradu. Następnie obstawia ten skrawek murkiem z niespojonych kamieni... Właściciel winnicy, chcąc uchronić ziemię, aby jej deszcze nie rozmyły, nakrywa ją niby dachem potrzaskanymi płytkami łupku. Tym sposobem na najbardziej stromych skalistych zboczach nadreński winograd rośnie nad czymś w rodzaju półek zawieszonych nad głowami przechodniów. Na wszystkich łagodnych pochyłościach ciągną się winnice".

Robert Leśniewski
Temat tygodnia w Polskim Radio

SADZONKI WINOROŚLI
oferta na jesień 2024


WINA Z NASZEJ WINNICY

ABC zakładania
winnicy


Droga do własnej
winnicy


NOWE KSIĄŻKI
www.roman-mysliwiec.pl
akademiawina.org
© Winnica Golesz 2024