Idę do winnicy i rozmawiam z krzewami
Gdy ktoś przyjeżdża do Jasła po raz pierwszy, może być zdziwiony, że na największym rondzie w mieście nie rosną kwiatki, tylko winorośl. Nie bez powodu. Jasło uznawane jest za kolebkę polskiego winiarstwa.
Do Romana Myśliwca przylgnęło określenie "polski Dionizos", choć on sam trochę się na nie obrusza. Ale bez wątpienia to on był prekursorem współczesnego polskiego winiarstwa. Wielu winiarzy przyznaje, że zajęli się uprawą winorośli po rozmowie z Myśliwcem. A zaczęli na początku lat 80. Roman Myśliwiec miał kontakty ze Słowakami i Węgrami. Gdy zobaczył ich przydomowe winnice i spróbował wytwarzanego przez nich wina, postanowił, że on również będzie uprawiał winorośl. Pierwsza winnica powstała obok domu stojącego na stoku niedaleko ruin zamku Golesz, który dał nazwę winnicy. Pierwsze krzewy były przemycane przez granice. Myśliwiec postawił sobie za cel wyprodukowanie odmian, które sprawdzą się w naszym klimacie, które umożliwią produkcję wina. W ciągu 20 lat współpracował z winiarską stacją doświadczalną na Słowacji, ściągał odmiany z Węgier, Moraw. Współpracował z mołdawskim instytutem winiarskim w Kiszyniowie, bywał w Odessie, w instytucie winiarskim Magaracz na Krymie. Kontaktował się z naukowymi placówkami w Kanadzie, w USA i w Niemczech. - Przez winnicę przewinęło się ponad 500 odmian. Gdy okazywało się, że odmiana się nie sprawdza, eliminował ją i sadził następne. W tej chwili mamy chyba 200 odmian, ale będziemy zmniejszać ich liczbę - opowiada Bartłomiej Myśliwiec, syn Romana, który trzy lata temu przejął prowadzenie winnicy. Roman Myśliwiec skoncentrował się na popularyzacji uprawy winorośli, wydaje książki, prowadzi szkolenia i kursy. Jego ogromną zasługą jest uchwalenie tzw. ustawy winiarskiej, ciągle niedoskonałej, ale umożliwiającej prowadzenie winnic i handel winem. Winnica Golesz powiększyła się w ciągu lat. Na wzgórzu pod zamkiem winorośl zajmuje około hektara. Druga nowa winnica znajduje się w odległości 3 km od Golesza. Na tej działce Myśliwcowie budują duży obiekt, w którym znajdzie się miejsce na piwnicę, produkcję wina, pomieszczenia biurowe oraz mieszkalne. W tym roku wino likierowe z winnicy Golesz zdobyło srebrny medal w 18. Międzynarodowym Konkursie Win "Winoforum 2009" w Trenczynie na Słowacji. Do konkursu zgłoszono 450 win z 18 krajów świata. W kategorii "wina likierowe" od wina z Jasła lepsze było tylko z Tokaju.
Vanellus znaczy czajka
Barbara i Mariusz Czajkowie prowadzą winnicę Vanellus w Jareniówce koło Jasła. Ona pracowała jako tłumacz, zajmowała się marketingiem i handlem, jej mąż prowadzi firmę budowlaną. - Studiowałam we Francji, żyłam tak jak żyją Francuzi. Tam poznałam smak dobrego wina, zobaczyłam, jaką radością może być siedzenie przy lampce wina. Ale ponieważ obydwoje z mężem jesteśmy ludźmi bardzo związanymi ze swoimi rodzinami, wróciliśmy do Jasła - opowiada Barbara Czajka. Ich dom stoi w Jarzeniówce, na wzgórzu, z którego roztacza się widok na Jasło. - Nie mieliśmy pomysłu, jak urządzić ogród, a przypadkiem dowiedzieliśmy się, że nasz sąsiad - i jak się później okazało daleki kuzyn męża - Witek Szpak zajmuje się także projektowaniem ogrodów. Któregoś wieczoru latem 2005 roku usiedliśmy z nim na tarasie, a on przyniósł swoje wino do degustacji. Przyznaję, że byłam trochę sceptyczna. Jak wróciliśmy do Polski, to polowaliśmy na dobre wina i sery, żeby sobie przypomnieć Francję. A tu wino domowej roboty?. Wypiłam łyk, szok!. To było Rondo z 2003 roku, bardzo dobrego roku dla winiarzy. Wino Witka było pachnące, czyste w smaku, wyśmienite. Nie mogłam uwierzyć, że powstało z winogron, które rosły niedaleko naszego domu. Witek otworzył kolejną butelkę, popatrzył na naszą działkę, na widok z tarasu i powiedział: - Wy też możecie mieć takie wino. Argumentował: - Zamiast rabatek, iglaków posadźcie ogród winny. Winnica pięknie dopełnia teren przy domu, krzewy pięknie rosną. Można odpoczywać, patrząc na nie, a na dodatek będziecie mieć wino na własne potrzeby. Posłuchaliśmy go. Na działce przed domem posadziliśmy 300 krzewów - wspomina pani Barbara. Posadzili cztery odmiany winorośli, które sprawdzają się w naszych warunkach. Sibera i Muskat to odmiany białe, a Regent i Rondo - czerwone. - Nasze pierwsze wino białe było bardzo dobre, a czerwone nadawało się na ocet. Gdy zebraliśmy pierwsze winogrona i zaczęliśmy je przetwarzać na wino, nie mieliśmy pojęcia o tym, jak to powinno wyglądać. Robiliśmy je z książkami w ręce. Ale jest to zajęcie, które niesamowicie wciąga. Tak jak uprawa winorośli. Nienawidzę prac na grządkach - przy marchewce czy pietruszce. A do winnicy idę chętnie, także z motyką. Poza spulchnianiem ziemi w międzyrzędach wszystkie prace wykonujemy ręcznie, ja i mąż. Idę do winnicy i rozmawiam z krzewami. Winorośl wymaga stałej obecności, trzeba cały czas obserwować i reagować. Pojawiają się "pasierby", czyli niepożądane pędy, trzeba je uszczknąć. Zagraża mączniak, trzeba działać. My się ciągle jeszcze uczymy, ale już wiemy, że chcemy zajmować się uprawą winorośli i produkcją wina - deklaruje Barbara Czajka. Bodźcem, który o tym przesądził, była ocena, jaką dostało ich wino na konwencie winiarzy w Jaśle. - Konwent to dla winiarza bardzo ważna impreza. Tu inni winiarze i somelierzy oceniają wina. Gdy zaczęła się degustacja naszego wina, na sali zapadła cisza. Pomyślałam: no to koniec, pewnie ocena będzie straszna. Okazało się, że nasze wino zostało ocenione bardzo dobrze. Dokupiliśmy więc działkę obok domu, dosadziliśmy nowe krzewy i czekamy na nowe zbiory. Myślę, że za trzy-cztery lata będziemy mogli sprzedawać swoje wino z winnicy, którą nazwaliśmy Vannelus, czyli czajka. Ale już teraz zapraszamy gości na enoturystykę, czyli turystykę z degustacją wina - mówi Barbara Czajka.Na początek ogród winny
Wiktor Szpak do 2001 roku był - jak sam o sobie mówi - "nauczycielem całą gębą". - Wcześniej uczyłem biologii i to było moje główne zajęcie. Ale w szkołach zaczęła się reforma, okazało się, że zaczyna brakować godzin dla biologa, więc jako odpowiedzialny facet musiałem pomyśleć o czymś, co zapewni mojej rodzinie utrzymanie. Zająłem się więc urządzaniem ludziom ogrodów. Sam miałem spory ogród, uprawiałem wiśnie, porzeczki, ale to wszystko przestało się opłacać. Stanąłem przed dylematem, czy mam go przeznaczyć na wielki trawnik i kosić go od rana do wieczora, czy zagospodarować jakoś inaczej. Po rozmowach z Romanem Myśliwcem zdecydowałem się posadzić winorośl. Jeszcze nie z myślą o winnicy, a właśnie jako ogród winny. Taki ogród jest wspaniałym uzupełnieniem domu, równe rzędy winorośli wnoszą harmonię, a krzewy są piękne o każdej porze roku - wspomina właściciel winnicy Jasiel. Okazało się, że Jareniówka to wspaniałe miejsce na winnicę, a 10-arowa działka na łagodnym stoku ma znakomite warunki glebowe i klimatyczne. Pierwsze wino powstało już w 2003 roku i okazało się wyjątkowo udane. - Nie do końca rozumiałem zasady fermentacji, decyzja, kiedy ją przerwać, zależy od intuicji winiarza i okazało się, że intuicyjnie zrobiłem coś, co sprawiło, że wyszło dobre wino. To jest niezwykłe przeżycie cieszyć się smakiem swojego wina - mówi Szpak. Winnica zaczęła się powiększać, Szpak posadził winorośl na drugiej działce w pobliżu domu. Wytwarzanie wina zaczęło mieć coraz mniej tajemnic. - Raz udało mi się zrobić dobre wino, ale gdy zbliżały się kolejne zbiory, bałem się, czy uda mi się powtórzyć sukces w kolejnym roku? To jest największy problem i zmartwienie winiarza. Nam udało się każdego roku robić niezłe wina, mimo różnych lat dla winorośli utrzymaliśmy tę powtarzalność. Największym sukcesem międzynarodowym jaki osiągnęły moje wina, był sukces wina ze szczepu Aurora na międzynarodowej degustacji w Austrii. Aurora to szczep, który daje dosyć przeciętne wina. Nam udało się uzyskać wino wręcz znakomite - opowiada. Winnica Jasiel już dziś jest gotowa do przyjmowania gości. - Nie możemy jeszcze sprzedawać swojego wina, ale możemy urządzać degustacje, pokazy, szkolenia. Mamy już bazę, dla gości wybudowaliśmy osobne mieszkanie. Gdy rozwinie się enoturystyka, będzie jak znalazł. Rozpoczęliśmy kolejny etap. W Trzcinicy kupiliśmy ponad dwa hektary ziemi na górze, która do tej pory porośnięta była krzakami i chaszczami, nie było do niej dojazdu. W tej chwili powstają już na niej tarasy i wkrótce powstanie tam Jasiel II, ale mam świadomość, że zysków ze sprzedaży wina prędko nie będziemy mieć. Myślę, że może moje dzieci będą z tego korzystać. Dla mnie największym zyskiem z tego, że mam winnicę, są ludzie, których poznałem dzięki winnicy i naszemu winu - mówi Szpak. Do jego winnicy przyjeżdża coraz więcej gości ciekawych, jak smakuje polskie wino. - Dla większości z nich jest to wielkie zaskoczenie. Spodziewają się byle jakich cienkuszy, a dostają w kieliszku naprawdę dobre wina - zapewnia Szpak.Anna Gorczyca
Gazeta Wyborcza Rzeszów 24 VIII 2009
Gazeta Wyborcza Rzeszów 24 VIII 2009