Dionizos z Jasła
Swoją szlachetną nutą przypominają wina znad Loary. Zaskakują znawców. Ale są bezcenne, bo nie można ich kupić.
Polscy znawcy, bywalcy światowych festiwali tego trunku, winom Romana Myśliwca nie szczędzą pochwał.
- Smakuje zaskakująco! Ale wina entuzjastów muszą mieć ciekawy smak. To zawodowiec! - uważa Krzysztof Kowalski, dziennikarz Rzeczpospolitej i znawca win.
Dla innych wino Romana Myśliwca jest czyste, szlachetne, rozpoznawalne. O nim samym coraz częściej mówią: "pierwszy profesjonalny producent wina w Polsce", albo po prostu: "Dionizos z Jasła". Ale 52 letni Roman Myśliwiec denerwuje się tym przydomkiem.
- Ktoś może z tego powodu ze mnie żartować, a ja wino traktuję poważnie! - broni się, ale im mocniej się unosi, tym bardziej przypomina boga wina i uciech: zmierzwione, długie włosy i krzaczasta broda. Wypisz, wymaluj - Dionizos!
Na południowych zboczach gór okalających Jasło (Podkarpacie) wyrastają równo upięte szpalery winorośli. 2 hektary winnicy Golesz (od nazwy pobliskich ruin legendarnego zamku), 4 tysiące krzewów - królestwo "Dionizosa", które od 20 lat wyznacza rytm jego życia. Od wiosny pielęgnuje uprawy, we wrześniu zaczyna winobranie, a później zamyka się w piwnicy.
- Jeszcze w październiku wino fermentuje: z daleka słyszę, jak szumi, burzy się i burczy. Do tego się grzeje! - pan Roman o winie mógłby rozprawiać godzinami: o tym jak nastawia, przelewa, klaruje, słowem jak gronowym winom w zaciszu chłodnej piwnicy nadaje ostateczny smak. I efektem swoich winnych poszukiwań od pewnego czasu zaskakuje znawców.
Wszystko odbywa się według receptur, które nie zmieniły się od tysięcy lat. Dlatego Nicolas Joly, francuski wytwórca wina "Culle Serrant", uznawany na świecie za "Papieża" biodynamicznej (pozbawionej zbędnej chemii) uprawy winorośli, prawdopodobnie zaprosi "Dionizosa z Jasła" do światowego stowarzyszenia biodynamicznych producentów win. Najbardziej nieprawdopodobne byłoby wtedy to, że Roman Myśliwiec, znalazłszy się w tak znakomitym gronie, jednocześnie nie mógłby sprzedawać w swoim kraju ani jednej butelki własnego gronowego wina. Po II wojnie światowej bowiem ostatecznie zniknęły w Polsce winnice, w których z większym lub mniejszym powodzeniem od XIV wieku wytwarzano wino. Wraz z winnicami przestały istnieć przepisy, które takim producentom jak "Dionizos z Jasła" pozwalałyby na sprzedaż trunku z przydomowej winnicy.
- Pierwszą winorośl posadziłem przy altanie 20 lat temu - wspomina Roman Myśliwiec, przechadzając się po swoich winnicach. - Trzy lata później krzew pięknie zaowocował. Posadziłem następne i pomyślałem, że to może być mój sposób na życie. Przedtem, jako miłośnik alpinizmu, przez wiele lat żył z prac na wysokościach.
Pierwszą większą ilość krzewów winorośli posadzili przyjaciele - winiarze węgierscy. Właściciel winnicy Golesz tajników uprawy uczył się ze słowackich i rosyjskich podręczników. Przez ręce "Dionizosa" przeszło do tej pory już 200 liczących się na całym świecie odmian winorośli. Eksperymentuje, szczepi, od września do października zbiera owoce, nastawia wino, smakuje, porównuje. Dziś wie, z jakich odmian najlepiej robić ten trunek w Polsce. Na białe wina nadaje się: Seyval Blanc, Bianca, Muskat odeski, Sibera, Hibernal i Jutrzenka. Na czerwone proponuje: Rondo, Wiszniowyj Rannij, Leon Millot. Testuje następne winorośle. Wie o nich prawie wszystko.
We wrześniu ubiegłego roku za książkę "101 odmian winorośli" otrzymał prestiżową nagrodę Międzynarodowego Instytutu Promocji Wina i Winiarstwa w Paryżu. Dzięki swej pasji Roman Myśliwiec utrzymuje rodzinę: żonę i dwójkę dorastających dzieci. Sadzonki z jego plantacji rozchwytywane są w całej Polsce. Podróżuje po kraju, uczy innych, jak założyć winnice. Pomaga odnowić się winiarskiej tradycji! Ale swoje wina ocenia ostrożnie:
- Długo jeszcze trzeba nad nimi pracować. Daleko im do wielkich win.
O sobie mówi: samouk, amator. O nim mówią: zawodowiec!
W piwnicy pana Romana stoją młynek do mielenia owoców, sprowadzone z czeskich Moraw prasy, węże, wężyki, nalewarka do butelek i maszyna do korkowania. W powietrzu unosi się zapach wina. W korytarzu, na lewo, malutkie laboratorium. Na końcu za ciężkimi drzwiami kryje się to, co najważniejsze: równo w szeregu, wypełnione, jasne, bursztynowe i ciemne, krwistopurpurowe gąsiory. Jedne przejrzyste, już sklarowane, inne jeszcze się burzą. Trzy stalowe zbiorniki z winem stołowym. W winnicy Golesz co roku powstają 3 tysiące litrów wina.
- Przy słodkich winach, dodając cukru można ukryć wady, dlatego robię wina wytrawne - tłumaczy "Dionizos". Najlepszych win przez całą zimę Myśliwiec nie ruszy.
- Mam żelazne zasady - wyjaśnia. - Wina te dojrzałość osiągną w lecie, wtedy smakują najlepiej.
Rok temu, w pierwszej degustacji trunków z winnicy Golesz uczestniczyli m.in. Marek Bieńczyk, powieściopisarz, tłumacz i piszący o winach felietonista oraz Wojciech Bońkowski, muzykolog. Obaj są jednocześnie degustatorami, znawcami win, bywalcami światowych festiwali tych trunków. Na pierwszy ogień poszło "Seyval Blanc", a potem "Bianca"...
- Czyste, szlachetne, indywidualne. Z roku na rok coraz lepsze. Mają szansę stać się winami klasowymi. Choć oczywiście ze względu na klimat nie można spodziewać się, że w Polsce uda się zrobić wino wybitne - ocenia ostrożnie Marek Bieńczyk. Z drugiej strony nie ma jednak wątpliwości: najlepsze wina Romana Myśliwca biją na głowę wina bułgarskie, swoją indywidualnością i wdziękiem "przeskakują" proste bordeaux. Przypominają wina znad Loary albo wina austriackie. W czasach, kiedy w zdecydowanej większości wina na świecie stają się podobne do siebie, te najlepsze z Jasła są rozpoznawalne i z charakterem: o dobrym smaku, kwasowości i wytrawności.
Korzenne, z mineralną nutą - jakby "Dionizos z Jasła" rozpuścił w nich kamienie.
- Oczywiście nie są pozbawione wad. Ale te wina są po prostu smaczne! - przekonuje Wojciech Bońkowski. - Doskonałe do ostryg, małży, raków, ale jednocześnie nadają się do polskiej kuchni: wieprzowiny czy pierogów.
Roman Myśliwiec nie osiadł na laurach. Wkrótce potem przedstawił czerwone Rondo. Bońkowski twierdzi, że to odkrycie i Rondo może trafić na europejskie stoły. Niektórzy miłośnicy wina, żeby spróbować trunków z winnicy Golesz, uciekają się do podstępów. Pewna Pani podała się za dziennikarkę, która chce przeprowadzić wywiad. Ktoś chciał założyć winnicę, ale najpierw woli sprawdzić, czy warto. Kolejni goście przekonują, że są poleconymi znajomymi znajomych Romana Myśliwca. Wszystko po to, by uszczknąć słynnego, ale wciąż niedostępnego wina.
- A mogłoby być tak - marzy Krzysztof Kowalski z "Rzeczpospolitej" - przyjeżdżam do słonecznej Galicji i w zajeździe w Jaśle, do obiadu za sześć złotych, zamawiam dzbanek miejscowego wina. Tymczasem póki co, do posiłków trzeba tam pić jakieś importowane "szczawie" - denerwuje się.
Wkrótce powinno się to zmienić. Roman Myśliwiec współuczestniczy w tworzeniu ustawy winiarskiej, która takim jak on pozwoli w swoich gospodarstwach legalnie sprzedawać wino. To szansa dla polskiego rolnictwa na Podkarpaciu i droga do odrodzenia winiarskiej tradycji. Niedługo projekt powinni dopracować posłowie w polskim parlamencie. Oby jak najszybciej wszedł w życie!
Krzysztof Michalski
fot. Piotr Liszkiewicz
Kaleidoscope (Magazyn pokładowy PLL LOT SA) listopad 2002r.
fot. Piotr Liszkiewicz
Kaleidoscope (Magazyn pokładowy PLL LOT SA) listopad 2002r.